Aktualności
Henryk Mikołaj Górecki sierpniowym KOMPOZYTOREM MIESIĄCA
2020-08-01
Rok 2020 jest dla Polskiego Wydawnictwa Muzycznego wyjątkowy – oficyna obchodzi 75-lecie działalności. W tym jubileuszowym roku w ramach akcji KOMPOZYTOR MIESIĄCA przypominamy twórców, których dorobek stał się podstawą działalności naszego Wydawnictwa. W sierpniu wspominamy Henryka Mikołaja Góreckiego.
Jak Henryka Mikołaja Góreckiego postrzegały osoby mu bliskie? Zachęcamy do lektury Alfabetu kompozytora przygotowanego przez dr Beatę Bolesławską-Lewandowską na podstawie cytatów zawartej w jej książce Górecki. Portret w pamięci, wydanej nakładem Polskiego Wydawnictwa Muzycznego. Przez cały miesiąc w księgarnii PWM wszyscy, którzy chcą lepiej poznać Góreckiego, mogą zakupić utwory kompozytora oraz poświęcone mu publikacje z atrakcyjnym rabatem. Tych zainteresowanych cyfrowym dostępem do nut zapraszamy do odkrywania twórczości Henryka Mikołaja Góreckiego za pośrednictwem aplikacji nkoda.
A jak Ad Matrem
Pierwszy utwór w tak wyraźny sposób sygnalizujący nadchodzące zmiany w języku muzycznym kompozytora. Pierwszy, w którym tak ogromną wagę zyskuje słowo. Do Matki to błagalne wołanie do Matki, wyraz nieutulonej tęsknoty za własną matką, zmarłą we wczesnym dzieciństwie twórcy. Stopienie kultu maryjnego z wyrazem żalu i tęsknoty za nieobecną matką będą odtąd u Góreckiego często obecne. Prawykonanie Ad Matrem na „Warszawskiej Jesieni” w 1972 r. było dużym zaskoczeniem, bo po raz pierwszy kompozytor odsłonił tak wyraźnie świat emocji niesionych przez słowo. To było coś u Góreckiego nowego, choć – jak rychło miało się okazać – element ten stać się miał wkrótce znakiem rozpoznawczym wielu kolejnych jego kompozycji.
Ad Matrem było wyraźną prowokacją. Jak dziś pamiętam, nie można było na ten koncert dostać biletów, miałam tylko wejściówkę i wpuszczono mnie na maleńki, drugi balkon w Filharmonii Narodowej, na stojąco. Śpiewała Stenia Woytowicz, nie pamiętam, kto dyrygował — Stenia była w jakiejś obłędnej czarno-białej sukni. I nie zapomnę, jak podczas utworu „bije serce” (uderzenia wielkiego bębna), a na koniec wstaje chór, śpiewa jedną kwestię, wstaje Stenia, śpiewa jedną frazę (Mater mea lacrimosa, dolorosa) — to był szok. Nie mogę powiedzieć, że mnie ten utwór poraził czy zachwycił — on mnie rzeczywiście zszokował. Ta ostentacyjna prostota — uznałam, że kompozytor ma do tego prawo. Odebrałam Ad Matrem jako prowokację artystyczną i absolutnie w głowie mi się nie mieściło, że będzie można pójść dalej tą drogą.
Joanna Wnuk-Nazarowa
[…] od Ad Matrem następuje u Góreckiego uczłowieczenie muzyki przez przedstawianie ludzkich odczuć i emocji. Ja tego początkowo nie złapałem i dlatego nie polubiłem Ad Matrem, bo ono mi popsuło wizerunek Góreckiego, jaki sobie stworzyłem po Refrenie. Pamiętam prawykonanie — odebrałem wówczas Ad Matrem jako kicz. Myślałem: po co on wszedł w te teksty, w te emocje? I to po okresie, kiedy potrafił tak wspaniale zbudować ekspresywnie wzniosłość, ale właśnie wzniosłość abstrakcyjną, czysto muzyczną! A tymczasem on przeszedł w świat słowa, a przez to w ujawnienie własnego świata emocji, które wolałbym, żeby nie były tak wprost wyrażane… Z czasem pojąłem, że twórczość Góreckiego zasadza się właśnie na dochodzeniu do słowa. A dlaczego dodał to słowo? Bo sama ekspresja czysto konstrukcyjno-materiałowa przestała mu wystarczać. Na początku w moim odczuciu to było niepotrzebne, ale potem — widząc dalszy ciąg jego twórczości — zobaczyłem, że on przeszedł na stronę uczłowieczania struktury muzycznej. I zrósł się z tą muzyką w sposób naturalnie człowieczy, ludzki. Stąd to zasłuchanie w siebie — ale w żadnym razie egocentryczne, narcystyczne…
Od Ad Matrem pojawia się u niego człowiek i to człowiek cierpiący, człowiek pełen emocji, kończy się natomiast świat muzycznej abstrakcji.
Krzysztof Droba
B jak Beethoven
Beethoven jako inspiracja twórcza – odniesienia do jego kompozycji można znaleźć w różnych miejscach partytur Góreckiego. Ale także Beethoven jako osobowość i temperament…
Cytował Beethovena przy wielu okazjach, najbardziej znacząco chyba w finale Lerchenmusik, gdzie stworzył nawiązanie do początku IV Koncertu fortepianowego. Jest jednak coś więcej w duchu Beethovena i osobowości Góreckiego — David Harrington powiedział […], że kiedy spotkał się z Góreckim po raz pierwszy i on zagrał kilka pasaży na fortepianie — to David miał wrażenie, jakby był w obecności Beethovena, z tak wielką siłą Henryk uderzał w klawisze. Każdy, kto widział Góreckiego grającego na fortepianie wie dokładnie, jak walił w instrument. Ale potrafił też grać niezwykle spokojnie. Nie byłbym jednak zdziwiony, widząc jak podczas jego gry pękają struny — jak to się słyszy o Beethovenie. […] I autentycznie myślę, że w zmiennym, żywym temperamencie, w muzycznej agresji, a także w głębokiej filozofii, szczególnie w ostatnim kwartecie — duch Beethovena wydaje się być najważniejszą rzeczą w życiu muzycznym Góreckiego.
Adrian Thomas
C jak Chopin
Fryderyk Chopin to twórca, bez którego nie sposób wyobrazić sobie muzykę polską. Także dla Góreckiego twórczość wielkiego romantyka była niejednokrotnie punktem odniesienia.
Fakt, że „pod spodem” w jego muzyce znajduje się Chopin, zdaje się również nie ulegać wątpliwości. Choćby ta właściwość, którą można by nazwać krystalicznością formy, panującej nad maksymalnie wzmożoną ekspresją. Wiadomo, że u Chopina tak silne działanie ekspresji wynika właśnie z tego, że forma trzyma ją w ryzach. Podobnie u Góreckiego. Trafić też można u niego na takie miejsca, jak początek trzeciej części III Symfonii, z cytatem Mazurka a-moll op. 17 nr 4, gdzie związek z Chopinem jest wyrażony wprost, poprzez cytat lub raczej aluzję. Ale nie to jest istotne. Innych cytatów chyba nie ma. Jest natomiast u Góreckiego obecny, zakorzeniony w tradycji, trudny do określenia „ton”, który można by nazwać tonem polskim, i który przenika muzykę Chopina…
Mieczysław Tomaszewski
Ani Chopin, ani Górecki nie umieliby się znaleźć swobodnie w innym idiomie niż polski, bo to był ten idiom, w którym wyrośli i który był dla nich naturalny. Przy czym obaj wierzyli, że jest on piękny — nie tylko wierzyli, ale potrafili to zademonstrować w swojej twórczości.
Grzegorz Michalski
D jak dom
Ten rodzinny naznaczony był wielką traumą – śmiercią matki w dniu drugich urodzin małego Henryczka, późniejszym ożenkiem ojca i niechęcią macochy do chorowitego pasierba. Dom, w którym znalazł oparcie stworzył sam, żeniąc się w 1959 roku z koleżanką z katowickiej PWSM, Jadwigą Rurańską. Kiedy pojawiły się dzieci – najpierw Ania, a kilka lat później Mikołaj, rodzina była w komplecie. Dom Góreckich wypełniała muzyka, a ton wiodący nadawał mu sam Henryk Mikołaj. Kiedy pracował, musiała być cisza. Ale kiedy nie pracował, intensywnie włączał się w rodzinne życie.
Muzyka zawsze zajmowała niezwykle ważne miejsce, wysłuchaliśmy razem wielu koncertów, audycji radiowych. […] Ojciec nie pracował systematycznie, ale zrywami. Kiedy przychodził czas intensywnej pracy, wtedy w domu musiało być cicho, mama nas pilnowała, żeby nie przeszkadzać.
Mikołaj Górecki
Pamiętam, że jak byłam całkiem mała, tata bardzo się mną zajmował i to właśnie od strony domowej, pielęgnacyjno-zabawowej. Wtedy takie zajęcia jak kąpanie, usypianie czy spacerki należały często do niego. Oczywiście, kiedy pisał, potrzebował się całkowicie wyłączyć i wtedy mama przenosiła się ze mną do babci, a tata zostawał w domu i komponował — Mikołaja jeszcze wtedy nie było. Jednak kiedy nie komponował, wszystkie domowe sprawy robiliśmy razem.
Anna Górecka
E jak Epitafium
Epitafium na chór mieszany i zespół instrumentalny do słów Juliana Tuwima to kompozycja, którą Górecki w 1958 r. zadebiutował na „Warszawskiej Jesieni”. Mocne wejście w świat muzyki nowoczesnej. Inspirowana Webernem, punktualistyczna faktura. Tekst jakże inny od późniejszych, otwarcie wyrażających głęboko chrześcijański światopogląd kompozytora. Czyżby wyraz młodzieńczego buntu?
Ten tak bardzo religijny kompozytor zaczynał przecież od kompozycji zainspirowanej tekstem stojącym na antypodach religijności. Chodzi o Epitafium, napisane do słów Juliana Tuwima, przejmujących, ale manifestacyjnie ateistycznych. To paradoks. Chyba mu to nawet kiedyś wypomniałem, ale nie wyjaśnił mi sprawy.
Mieczysław Tomaszewski
F jak folklor
U Góreckiego wszechobecny – jedno z najważniejszych źródeł inspiracji. Mawiał, że Kolberg to jego muzyczna biblia… Podhalańskie „kwinty” odzywają się już w zakończeniu ultraawangardowej I Symfonii „1959”. Śląska pieśń ludowa buduje trzecią część III Symfonii „Symfonii pieśni żałosnych”, muzyka góralska odzywa się w kwartetach, a w Małym requiem dla pewnej polki smutek przeplata się z cyrkową niemal żywiołowością polki. W wymienionych utworach ludowe cytaty czy reminiscencje wplecione zostają w autonomiczny język kompozytora, budując oryginalny język jego muzyki. Górecki to jednak także mistrz chóralnych opracowań prostych ludowych pieśni. Nadawał im szlachetność i rodzaj uduchowienia bliski muzyce religijnej.
[…] weźmy takie Pieśni kurpiowskie. To dla mnie czysta muzyka sakralna. Ja nawet prosiłem Góreckiego, żeby jeszcze dopisał następne, bo one są tak wciągające i tak coraz bardziej unoszą się ku niebu… Górecki zrobił z nich muzykę kontemplacyjną, bez kontrastów, powiedziałbym, że resakralizował folklor. Pieśni kurpiowskie bez dwóch zdań są jednym ze szczytów w jego twórczości, zresztą podobnie jak Pieśni Maryjne czy Totus Tuus. Dlatego marzyło mi się, żeby tych pieśni kurpiowskich było więcej, tyle by mogły wypełnić całą część koncertu, a może i cały koncert…
Krzysztof Droba
G jak Genesis
Cykl trzech kompozycji stworzonych na początku lat sześćdziesiątych: Genesis I: Elementi na skrzypce, altówkę i wiolonczelę; Genesis II: Canti strumentali na 15 instrumentów i Genesis III: Monodramma na sopran i trzy grupy instrumentów. Kompozytor badał w nich granice dźwięku, zapisując trwały ślad w nurcie polskiego sonoryzmu. Trudno byłoby pójść dalej w tym kierunku…
[…] wszedł w okres niezwykle mroczny, z cyklem Genesis, z którego najbardziej znane pozostają Elementi […]. Każdego roku puszczałem je moim studentom, kiedy uczyłem na Uniwersytecie w Cardiff i za każdym razem byli zszokowani. Ten utwór pozostawia niezatarty ślad. Myślę, że Górecki doszedł tu do najciemniejszego miejsca, do najgłębszych korzeni własnego muzycznego jestestwa. Był to moment katarktyczny, po którym nagle rzeczy zaczęły się zmieniać.
Adrian Thomas
H jak historia
Historia Polski i historia muzyki. Do obu był ogromnie przywiązany. Historyczne tytuły widnieją nawet w najbardziej awangardowych kompozycjach (jak np. Chorał czy Anytyfona w I Symfonii), a cytaty dawnych melodii odgrywają ważną rolę w jego utworach – w Muzyce staropolskiej, II Symfonii „Kopernikowskiej” czy I Kwartecie smyczkowym „Już się zmierzcha”. Poruszały go także indywidualne historie związane z cierpieniami II wojny światowej – jak inskrypcja Heleny Błażusiakówny w gestapowskiej katowni Palace w Zakopanem, wykorzystana w drugiej części III Symfonii, czy opowieść o zamordowanej młodej kobiecie w ciąży, stojąca za powstaniem III Kwartetu smyczkowego. Jednocześnie jednak ostro reagował przeciwko jednoznacznemu powiązaniu III Symfonii z obrazami obozu koncentracyjnego w Auschwitz, co uczynił brytyjski reżyser Tony Palmer. Nie lubił dosłowności, w historii interesował go ludzki wymiar cierpienia, który mógł i potrafił przekuć w muzykę. Do historii i tradycji Polski podchodził zawsze z wielkim szacunkiem.
Górecki był człowiekiem głęboko zanurzonym w tradycji — czuł związek ze wszystkim, co powstało przed nim i oddawał temu szacunek. Jednocześnie jednak potrafił formułować bardzo jednoznacznie swoje sądy i często bez cienia politycznej poprawności oceniał utwory innych, w tym również kolegów.
Marek Moś
Był rozmiłowany w kulturze polskiej, w jej zabytkach przede wszystkim i w różnych zjawiskach kultury ludowej. Głęboko wierzący, w tym kontekście interesował się historią i dawną muzyką polską, żarliwie poszukując w nich inspiracji. Stąd cytaty w takich utworach jak m.in. Muzyka staropolska, II Symfonia „Kopernikowska”, kwartet Już się zmierzcha, Kantata o Św. Wojciechu — dziełach zasługujących na miano muzycznych ikon polskich. Ileż on przecież przejrzał materiałów o Koperniku lub o świętym Stanisławie zanim wybrał tekst do Beatus Vir!
Leon Markiewicz
J jak Jadwiga
Żona, najważniejsza kobieta w życiu. „Święta Jadwiga”, jak sam o niej mawiał, bo z anielską cierpliwością znosiła jego humory. Wierna towarzyszka życia. Była zawsze blisko, łagodząc napięcia i wspierając go w każdej sytuacji. Także troskliwa matka, dbająca o muzyczną edukację dzieci. Sama z wielkim oddaniem uczyła przez wiele lat gry na fortepianie.
[…] Henryk był głową typowo śląskiego modelu rodziny, w którym to właśnie ojciec jest absolutnym władcą, decydującym dosłownie o wszystkich przejawach jej funkcjonowania — począwszy od kupowania… pieluszek i śpioszków, spędzania wakacji, aż do decyzji o studiach dzieci; był pod tym względem ojcem wręcz idealnym. Z natury skrajny w uczuciach — gwałtowny lub liryczny — wręcz uwielbiał swoją żonę Jadwigę. Ale też co ona przy jego wybuchowości wycierpiała, to ja — świadek ich młodych lat — wiem wiele, nierzadko stając się przypadkowym mediatorem między nimi. Na szczęście spokojna i o pogodnym charakterze Jadzia sama doprowadzała do uspokojenia zaistniałych — niemal zawsze na krótko — napięć. Jestem przekonany, iż oboje dobrali się pod tym względem doskonale.
Leon Markiewicz
Rzeczywiście, była to natura pełna kontrastów. Potrafił się bardzo denerwować, czasem wybuchnąć z lada powodu, ale jak umiał potem pięknie przepraszać — nawet w domu lubił pisać liściki z przeprosinami!!!
Jadwiga Górecka
K jak Kronos Quartet
Jeden z najbardziej znanych kwartetów smyczkowych świata. To dla niego powstały wszystkie trzy kwartety smyczkowe Góreckiego, a z Davidem Harringtonem, dyrektorem artystycznym i prymariuszem kwartetu, połączyła kompozytora biska więź. Prawykonanie III Kwartetu smyczkowego „Pieśni śpiewają” w 2005 roku w Bielsku-Białej przez Kronos Quartet było niezapomnianym wydarzeniem.
W 1986, może w 1987 roku, mój przyjaciel David Huntley, który pracował w nowojorskim biurze wydawnictwa Boosey & Hawkes, przesłał mi taśmę z III Symfonią Góreckiego. […] Nigdy nie słyszałem o Góreckim, nigdy nie słyszałem tego utworu i nagle to doświadczenie stało się ważną częścią mojego życia. Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłem do Davida — miałem jego domowy numer telefonu — i powiedziałem mu, że Henryk Górecki musi napisać utwór dla Kronos Quartet!
David Harrington
Henryk mówił o pisaniu muzyki dla przyjaciół — udzielaliśmy kiedyś razem wywiadu i powiedział, że napisał kwartety dla swych przyjaciół z Kalifornii i że nigdy nie spodziewał się, że w ogóle będzie miał jakichkolwiek przyjaciół w Kalifornii. Potem napisał dla nas tę muzykę i w moim odczuciu to czyni ją jeszcze trudniejszą do grania — bo jest tak osobista, zawsze mam wrażenie, że pisał ją dla mnie.
David Harrington
L jak Louise Lerche-Lerchenborg
Duńscy kompozytorzy znali nazwisko Góreckiego z „Warszawskiej Jesieni” i to jeden z nich, Ib Nørholm, zasugerował hrabinie Louise Lerche-Lerchenborg zaproszenie polskiego twórcy do Lerchenborga, gdzie organizowała festiwal muzyki kameralnej. Dla Góreckiego to zaproszenie było jak wydobycie z zapomnienia – po rezygnacji ze stanowiska rektora katowickiej PWSM i krytyce jego III Symfonii oraz Beatus Vir przeżywał ciężkie chwile, czując się odsunięty z polskiego środowiska muzycznego. Propozycja z Danii skierowała jego życie na nowe – międzynarodowe – tory… Artystycznym efektem tego zaproszenia jest trio Recitativa i ariosa Lerchenmusik na klarnet, wiolonczelę i fortepian.
Kiedy rozmawiałam z Ibem Nørholmem o warsztacie kompozytorskim na rok 1984 — było to chyba wiosną 1983 roku — zastanawialiśmy się, jaki program można by przygotować. Wtedy Ib zapytał: „A co z Góreckim? Dawno nic jego nie słyszeliśmy…”. Postanowiłam zatem skontaktować się z Góreckim i zamówić utwór. Zatelefonowałam do niego z Danii i zaprosiłam do Lerchenborga na 1984 rok. Dla niego to był szok, kiedy nagle usłyszał w słuchawce kogoś dzwoniącego z Danii, w dodatku z taką propozycją — o mało nie upuścił telefonu…
Louise Lerche-Lerchenborg
Górecki skończył swoje trio w Lerchenborgu pracując dzień i noc. Muzycy dostali nuty tuż przed pierwszą próbą. Następnego dnia przy śniadaniu Górecki powiedział mi, że chce, aby wykonano tylko drugą i trzecią część. To było w dniu koncertu, więc rzeczywiście muzycy nie zagrali wtedy całego utworu. Zagrali go dopiero rok później, w 1985 roku na „Warszawskiej Jesieni”. […] zamówiłam utwór na dziesięć minut, a dostałam czterdziestominutową kompozycję […].
Louise Lerche-Lerchenborg
M jak Matka, także Matka Boża
O roli nieobecnej w życiu kompozytora matki była już mowa przy okazji Ad Matrem. Ucieczką w trudnym do utulenia żalu stała się Matka Boża. Muzyczne modlitwy do niej są w twórczości Góreckiego – począwszy od Ad Matrem właśnie – stale obecne. Kult maryjny łączył się ponadto z uwielbieniem dla papieża Polaka, Karola Wojtyły. Totus Tuus, słynne motto Jana Pawła II, mogłoby być także mottem Góreckiego. Utwór pod tym tytułem skomponował zresztą dla papieża Polaka w 1987 roku, na jego trzecią pielgrzymkę do ojczyzny.
Temat matki to jest u niego bardzo ważna sprawa, obecna w jego twórczości właściwie od wczesnych utworów.
Teresa Malecka
Wyraziste wyznanie swego światopoglądu zaczyna się istotnie od Ad Matrem. A począwszy od lat osiemdziesiątych faktem stało się niezwyczajnie silne zaangażowanie — chyba nawet fascynacja — olbrzymim repertuarem pieśni kościelnych, szczególnie maryjnych, choć nie tylko. Zaczął pisać sam nowe kompozycje sakralne na użytek nie tylko estradowy, również kościelny, takie jak Totus Tuus czy Amen. To utwory wspaniałe, operujące idiomem pieśni kościelnych, zorientowanych tonalno-modalnie, zarazem koncertowych. Górecki potrafił z tradycyjnej pieśni religijnej wykrystalizować coś, co przestawało być konwencjonalne. A poprzez swoje opracowania tradycyjnych pieśni kościelnych — stanowiących na ogół domenę działań o charakterze rzemieślniczym, podejmowanych przez miejscowych organistów — podniósł ten gatunek sztuki sakralnej do rangi artystycznej. Przykładem — choćby wspomniane Pieśni Maryjne.
Mieczysław Tomaszewski
N jak nowa muzyka
Górecki współtworzył obraz nowej muzyki polskiej przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Jego kolejne muzyczne propozycje – Epitafium, I Symfonia, Scontri, cykl Genesis – oszałamiały energią i brawurą, budząc uznanie dla młodego twórcy, tak radykalnie burzącego dotychczasowe muzyczne przyzwyczajenia. Górecki pozostawał w czołówce twórców tzw. „polskiej szkoły kompozytorskiej”, choć prawdziwą sławę przynieść miały mu utwory znacznie późniejsze, otwarcie nawiązujące do tradycji. Jednak także u progu swej kariery tworzył muzykę o niezwykłej sile ekspresji, zaskakując nowatorskimi pomysłami już podczas monograficznego koncertu w 1958 roku.
Na tym pierwszym koncercie przede wszystkim zachwyciły mnie Pieśni o radości i rytmie, których pierwotną wersję później wycofał. To była spontaniczna ekspansja energii i śmiałości, która przerastała nas wszystkich, przerastała nawet to, co mogliśmy sobie wówczas wyobrazić. Dziś już niewiele jest w stanie nas zaskoczyć. Ale wtedy — to były nowości!
Leon Markiewicz
Górecki na dobre zaistniał w roku 1959, swoją I Symfonią, za którą rok później poszło Scontri — mimo iż było wiadomo, że chodziło o utwory dość silnie inspirowane muzyką Luigiego Nona; stanowiły one swoistą odpowiedź na jego Incontri. Nono był wówczas postacią dla polskich kompozytorów znaczącą, niemal ich „patronem”. Do wymienionych utworów Góreckiego należałoby dodać utwór wcześniejszy, młodzieńczy — inspirowane Webernem chóralne Epitafium z tekstem Juliana Tuwima; wszystkie te utwory ugruntowały jego pozycję jako awangardysty.
Mieczysław Tomaszewski
O jak Ojczyzna
Ta wielka – Polska, i ta mała – Śląsk. A także Tatry i Podhale, które ukochał w młodości i gdzie na koniec zamieszkał. Miłość do Polski traktował bardzo poważnie, leżało mu na sercu dobro kraju, przeżywał głęboko ważne wydarzenia polityczne. Z zaangażowaniem kibicował też polskiej reprezentacji piłki nożnej…
Jako wnuk powstańca śląskiego był patriotą i bardzo leżało mu na sercu dobro kraju — chciał, żeby historia Polski była szanowana i żeby stosunek do religii w Polsce był należyty.
Joanna Wnuk-Nazarowa
Zawsze odczuwałem w Henryku taką naturalną, chłopską, powiedziałbym, więź z ziemią — to jest coś, z czym sam bardzo głęboko sympatyzuję i może dlatego nie trzeba było zbyt wielu słów, żeby dobrze się czuć z nim w tej właśnie przestrzeni bycia w Polsce. Dla niego to było coś absolutnie naturalnego, przy czym Polska to był jego mały, bliski świat — jego dom i to, co było widać z tego domu, to gdzie jeździł na wakacje, ludzie, z którymi się przyjaźnił… Bardzo ładnie zresztą potrafił o tym mówić, a był to jeden z wątków, które były mu bliskie, które przeżywał bardzo emocjonalnie i które działały na niego inspirująco. Kiedy rozmawiało się z nim o wejściu Polski do Unii Europejskiej i całej sytuacji, którą wtedy przeżywaliśmy, owego stapiania się z Europą — dla niego był to za wąski kontekst, bo bardziej interesował go cały świat i patrzył na sprawy znacznie szerzej. Niemniej jednak zawsze był to dla niego i tak tylko kontekst dla jego małej ojczyzny, którą na pewno widział w Polsce.
Grzegorz Michalski
P jak Podhale
Podhale, Tatry, górale i muzyka góralska. Wszystko to ukochał już we wczesnej młodości. Miłość do Podhala wiązała się przy tym także z uwielbieniem dla Karola Szymanowskiego. Podobnie jak on, lubił słuchać jak grają góralscy muzykanci. Mimo chorej nogi przeszedł wiele tatrzańskich szlaków. Marzył o zamieszkaniu na Podhalu i marzenie to spełnił kupując w latach dziewięćdziesiątych dom w Zębie.
Kochał Podhale, góry i Zakopane od zawsze, to znaczy od 1958 roku, kiedy tam po raz pierwszy przyjechaliśmy. Mąż nie mógł zbyt wiele chodzić po górach ze względu na chorą nogę, mimo to zaliczył wycieczkę na Świnicę i Giewont. Przeszedł też całe Gorce i wiele innych okolicznych wsi. Zafascynował się ogromnie samą góralszczyzną, a przede wszystkim — idąc jak gdyby za Szymanowskim — muzyką góralską. Poznał wnuka Bartusia Obrochty, Władka, z Andrzejem Bachledą chodzili do niego na „posiady muzyczne”. Przez całe życie jeździliśmy w góry na wakacje, wynajmując różne chałupy — były to Dzianisz, Witów i najmilszy mężowi Chochołów, no i na koniec już własny dom w Zębie koło Gubałówki.
Jadwiga Górecka
[…] Szymanowski również był dla niego symbolem tego Podhala, które już bezpowrotnie przeminęło, a którego on sam jeszcze zdążył dotknąć i doświadczyć; osobiście grywał jeszcze w młodości z muzykami, którzy pamiętali Szymanowskiego. Szymanowskiego zresztą, jak wiadomo, uwielbiał i bezwzględnie był to dla niego jeden z najważniejszych kompozytorów — obok Beethovena, Bacha, no i oczywiście Chopina.
Małgorzata i Marcin Gmysowie
R jak radio
Radio było dla kompozytora niezwykle ważnym medium – jako źródło informacji, ale przede wszystkim jako źródło słuchania muzyki. Zwyczaj słuchania radiowej Dwójki obrósł wieloma opowieściami, zdarzało mu się nawet telefonicznie włączać w dyskusje na antenie. Bolał nad upadkiem kultury wysokiej w mediach, zwłaszcza w telewizji – tym bardziej cenił Dwójkę i pozostawał jej wierny.
W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych słuchaliśmy przede wszystkim radia z Wiednia, z mnóstwem muzyki, oraz Głosu Ameryki i Wolnej Europy. Dwójka pojawiła się później, ale rzeczywiście słuchaliśmy jej wtedy niemal wyłącznie…
Anna Górecka
W ogóle słuchał bardzo dużo. Pod koniec naszej znajomości miewał problemy ze snem i słuchał nocami radiowej Dwójki. Często wtedy dzwonił do mnie rano — a pracowałam wtedy w Dwójce właśnie — i prosił mnie o sprawdzenie, co to było za wykonanie lub utwór, podając precyzyjnie czas jego emisji. Bardzo żywiołowo reagował też na zagrożenia, które Dwójkę spotykały i zawsze podpisywał apele o utrzymanie — czy to samego Programu 2 czy radiowych zespołów: orkiestr i chóru.
Małgorzata Gmys
S jak symfonie, w tym ta najważniejsza – III Symfonia „Symfonia pieśni żałosnych”
Cztery symfonie Góreckiego to cztery muzyczne światy. Pierwsza to rodzaj młodzieńczego buntu, dwie środkowe to dzieła genialne w swej oryginalnej koncepcji, czwarta, napisana pod koniec życia, jest swego rodzaju podsumowaniem artystycznej drogi twórcy. II Symfonia „Kopernikowska” to muzyczne odzwierciedlenie wszechświata – brzmieniowy chaos części pierwszej zbalansowany kojąco uduchowioną częścią drugą. III Symfonia „Symfonia pieśni żałosnych” to dzieło, które odniosło największy komercyjny sukces w historii nowej muzyki, wchodząc także w obieg kultury popularnej. Symfonia ostatnia Tansman Epizody powstawała najdłużej. Odniesienie do Tansmana jest tu symboliczne, stylistycznie znaleźć w niej można bowiem nawiązania do wcześniejszych utworów twórcy, zwłaszcza drugiej i trzeciej symfonii – bez wątpienia najważniejszych w jego symfonicznym dorobku.
Jest jeszcze utwór z pogranicza i to genialny — mam na myśli II Symfonię, która ma niebywały potencjał. Pierwsza jej część to budowanie świata jeszcze bez człowieka, w sposób abstrakcyjny, druga zaś to już człowiek stojący w obliczu Boga. Pierwsza część to stworzenie świata, a druga — stworzenie człowieka. Świat i człowiek — człowiek, który podziwia świat, stworzony przez Boga. Jest to absolutnie genialne dzieło!
Krzysztof Droba
[…] najwspanialsze, myślę, jest to, że III Symfonia rozwinęła własne życie, niezależne od kompozytora. Znalazła swój czas w latach dziewięćdziesiątych, nieważne z jakiej przyczyny. To jest cud, tajemnica. I jest to dar, który on sam dał tym dziełem światu, nie myśląc o nim w ten sposób. Ludzie nie będący muzykami od razu znaleźli w tej symfonii coś, co przemówiło do nich — i to pozostaje tajemnicą. Było w tym i szczere uczucie żalu, i pieśń sakralna, ale także sięgnięcie ponad ten żal, gdzieś wyżej, do wymiaru transcendencji. To wydaje mi się ważne. Ludzie nie słuchali i nie pokochali tego utworu dlatego, że był o horrorze, „o Auschwitz”, o wojnie w tym czy innym kraju — nie chodziło w ogóle o te rzeczy i właśnie dlatego ludzie tę muzykę polubili. Polubili, ponieważ ta muzyka mówiła coś do nich. A przez to, że przemówiła do nich, oni ją przyjęli. Stała się ich własnością.
Adrian Thomas
Ś jak Śląsk
Śląsk to nie tylko miejsce, gdzie Górecki się urodził i mieszkał. Autentycznie kochał tę ziemię, jej historię i etos, który ze sobą niesie. Etos wyrażający się w pełnym szacunku podejściu do tradycji, miejsca pochodzenia, wiary w Boga, a także do wykonywanej pracy. Wszystko to wyraźnie ukształtowało osobowość kompozytora.
Henryk miłość do Polski wyssał z mlekiem matki i z patriotycznych zrywów powstańców śląskich. Symbolem tego może być użycie w III Symfonii cytatów lamentu świętokrzyskiego, jak i ludowej pieśni śląskiej Kajze mi się podzioł mój synocek miły, pewnie go w postaniu złe wrogi zabiły. W ziemi śląskiej czuł się głęboko zakorzeniony.
Leon Markiewicz
Jeżeli można spróbować określić czym jest śląskość, to osobowość Góreckiego wypełnia ją niemal w całości. Górecki należał do osób, które związane były na stałe z miejscem ich pochodzenia — on niemal wszędzie czuł się źle. Zauroczony był Tatrami i pod koniec życia tam ostatecznie osiadł, mimo to, w chwili szczerości, na trzy, cztery lata przed śmiercią wyznał mi, że pragnie powrócić do Katowic. Po drugie, na Śląsku daje się zaobserwować specyficzny rodzaj etosu pracy. Chodzi o sposób traktowania pracy jako obowiązku, nie tylko wobec bliźniego, ale również wobec Boga. Praca nie dla zysku, ale praca jako służba nadająca właściwy wymiar życiu. To charakteryzuje także jego twórczość.
Eugeniusz Knapik
T jak Adrian Thomas
Brytyjczyk zakochany w polskiej muzyce. W 1970 roku przyjechał na studia kompozytorskie do Krzysztofa Pendereckiego. Pisał i o Bacewicz, i o Lutosławskim, i o muzyce polskiej po Szymanowskim. Jednak najbardziej rozbudowaną monografię poświęcił właśnie Góreckiemu. Z kompozytorem i jego rodziną połączyły go więzy przyjaźni.
Myślę, że byłem pierwszym, który napisał cokolwiek szerzej o jego muzyce w języku angielskim. Zawsze chciałem pisać o tej muzyce, a możliwość pojawiła się na początku lat osiemdziesiątych w magazynie „Contact”, brytyjskim piśmie poświęconym muzyce współczesnej. W 1983 i 1984 roku napisałem dwa bardzo obszerne artykuły. Było to dla mnie niezwykle ważne, ponieważ oznaczało, że sam musiałem wyartykułować, co myślę o muzyce Góreckiego. I, mimo że na pewno pojawiły się w tych artykułach błędy, istotą mojego przekazu było to, że jest to muzyka, którą Zachód powinien poznać. Stąd wyrósł pomysł książki…
Adrian Thomas
W 1987 Henryk zaprosił mnie, abym zatrzymał się razem z nim, Jadwigą, Anną i Mikołajem w Chochołowie, w ich małej „chałupie”. Ten czas, rok 1987, to nie był łatwy czas w Polsce — wszystkiego brakowało. Pamiętam ogromne ilości jajek, pomidorów i chleba, i to, że siedzieliśmy na brzegu rzeki i rozmawialiśmy o muzyce. Henryk był niezłym kpiarzem. Lubił żartować sobie ze mnie i sprawdzać, czy naprawdę rozumiem, co mówi. W tamtym czasie mój polski był naprawdę słaby, a on lubił w szczególności poddawać mnie testom, mówiąc w gwarze góralskiej lub śląskiej! Oczywiście, wiedział doskonale, że nie miałem najmniejszego pojęcia, o czym mówi…
Adrian Thomas
U jak Dawn Upshaw
Amerykańska śpiewaczka, którą zaproszono do nagrania Symfonii pieśni żałosnych Góreckiego w 1992 roku w Londynie. Wraz z zespołem London Sinfonietta pod dyrekcją Davida Zinmana dokonała rejestracji symfonii dla wytwórni Elektra Nonesuch. Nie mogli spodziewać się tego, co nastąpiło potem. Płytę sprzedano w milionach egzemplarzy, osiągając wynik niespotykany w świecie muzyki klasycznej ani przedtem, ani potem…
Bob Hurwitz przyleciał do Londynu na festiwal Górecki/Sznitke i usłyszał na żywo III Symfonię, z Margaret Field jako solistką. Jej styl wokalny był wyraźnie inny od operowego brzmienia głosu Stefanii Woytowicz z najbardziej znanego nagrania płytowego, i to poddało Hurwitzowi myśl o zrobieniu nowego nagrania ze znakomitą, obdarzoną niezwykle czystym głosem Dawn Upshaw.
Janis Susskind
Oczywiście, symfonia była w Polsce znana na długo przed tym sukcesem, myślę jednak, że było coś specjalnego w tym nagraniu — może w głosie Dawn Upshaw, która śpiewała ten utwór z niezwykłą czystością, nie będąc przecież Polką — co dało jej jakiś nowy aspekt.
David Zinman
I nagle nastąpił rok 1992 — nagranie londyńskie Davida Zinmana z Dawn Upshaw. Niesamowite powodzenie w Anglii, i w Stanach Zjednoczonych… U męża najpierw pojawiło się zdziwienie, małe niedowierzanie, a potem po prostu radość.
Jadwiga Górecka
W jak Karol Wojtyła
Górecki był człowiekiem głęboko wierzącym. Podobnie jak większość Polaków, ogromnie przeżył wybór Karola Wojtyły na stolicę piotrową. Komponował wówczas Beatus Vir. Utwór zamówił u niego arcybiskup krakowski, który został tymczasem głową kościoła katolickiego w Rzymie. Górecki przeżył to niezwykle, podobnie jak późniejsze prawykonanie utworu, które sam poprowadził podczas pierwszej pielgrzymki papieża do ojczyzny, w czerwcu 1979 roku w Krakowie. Wobec Kościoła bywał niekiedy krytyczny, jednak papieża Polaka wielbił do końca…
On kiedyś powiedział, że żyje dzięki papieżowi. Nawet, gdy wypowiadał się oficjalnie, przy okazji na przykład swoich licznych doktoratów honoris causa, to właściwie niemal nie mówił od siebie, cytował głównie jego słowa. Myśmy mu zresztą kiedyś z mężem podarowali książkę Wiara i kultura; było to dosyć wczesne wydanie wyboru wypowiedzi papieża na temat kultury, sztuki i nauki. Górecki tam stale szperał i coś znajdował. Potem oczywiście List do artystów stanowił źródło wielu przemyśleń. To stamtąd przywołał podczas wykładu z okazji doktoratu honoris causa Akademii Muzycznej w Krakowie w 2008 roku te mocne słowa: świat potrzebuje piękna, żeby nie pogrążyć się w rozpaczy — to nie są jego słowa, ani nawet Jana Pawła II, choć Górecki cytował je za nim, są to słowa jednego z dokumentów soborowych — one jednak dokładnie oddawały to, co czuł i były dla niego ważne.
Teresa Malecka
Z jak Ząb
Dom w Zębie kompozytor kupił już po międzynarodowym sukcesie III Symfonii. Kochał, co prawda, raczej Witów i Chochołów – miejsca wielu wakacyjnych wypraw. Ostatecznie jednak zachwycił go widok, jaki roztaczał się z okien domu w Zębie, najwyżej położonej wsi na Podhalu. Z pokoju, w którym zrobił swoją pracownię, widział całą panoramę ukochanych Tatr. Ząb stał się jego przystanią w ostatnich latach życia, miejscem pracy i odpoczynku, a także spotkań całej rodziny , z coraz liczniejszą gromadką wnuków. Sam kompozytor w chwilach wolnych od komponowania, z wielką pasją oddawał się majsterkowaniu…
Z czasu remontu domu w Zębie została stolarnia i dwóch stolarzy — i oni mieli właściwie potem etat u Góreckiego. Tata się cieszył, że może z nimi pracować, rysować szafki i razem z nimi je robić. Bardzo się tym domem cieszył, ale też i denerwował, bo miał z nim masę problemów. Na pewno jednak cieszył się wszystkimi codziennymi sprawami związanymi z zamieszkaniem w Zębie.
Anna Górecka
Henryk powiedział mi również o IV Kwartecie smyczkowym, który miał być krótki i pogodny. […] Wiedziałem też, że był mistrzem w robieniu mebli i pamiętam, że poprosiłem go kiedyś, aby zrobił dla mnie krzesło. Henryk uśmiechnął się i odpowiedział: „David, możesz mieć albo krzesło, albo IV Kwartet smyczkowy, co wolisz?”. Cóż, wybrałem kwartet smyczkowy, tyle że w końcu nie dostałem ani krzesła, ani kwartetu…
David Harrington
Opracowała Beata Bolesławska-Lewandowska
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Górecki. Portret w pamięci, wydanej nakładem Polskiego Wydawnictwa Muzycznego