Aktualności
Kompozytorka Miesiąca: Elżbieta Sikora i jej #biurkokompozytorki
2025-12-05
Cykl, w którym zaglądamy do pracowni kompozytorów związanych z naszym Wydawcnictwem i sprawdzamy, co trzymają na swoich biurkach, zamyka jedna z najważniejszych postaci polskiej muzyki — Elżbieta Sikora. Kompozytorka tworzy muzykę elektroakustyczną, symfoniczną, kameralną, instrumentalną, wokalno-instrumentalną, filmową, teatralną, baletową, a także operową. Jej utwory były wykonywane na wielu prestiżowych festiwalach w Polsce i za granicą.
Elżbieta Sikora jest również laureatką licznych nagród — w uznaniu jej imponującego dorobku oraz wkładu w upowszechnianie kultury polskiej została odznaczona Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Dekoracja odbyła się w listopadzie, na zakończenie jednego z najgłośniejszych wydarzeń scenicznych tej jesieni – światowej prapremiery opery „Dorian Gray”, skomponowanej przez Elżbietę Sikorę dla Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu.
Zaglądamy do pracowni Elżbiety Sikory, jak i do książki Flashback, która stanowi zapis rozmowy kompozytorki z Krzysztofem Stefańskim, wydanej przez naszą Oficynę w 2022 roku.
Krzysztof Stefański: Jak wygląda pani pracownia?
Elżbieta Sikora: Lutosławski – u którego byłam z oficjalną wizytą po ukończeniu studiów – miał ogromny stół, na całe poddasze, na którym mógł swobodnie rozkładać partytury. Do tego oczywiście fortepian. Dla mnie był to wzór pracowni kompozytorskiej. Jeszcze nie udało mi się takiego miejsca stworzyć. Przeważnie pracuję wszędzie po trochu – w Dębkach, w Warszawie u mojego przyjaciela Zbigniewa Naliwajka i w Paryżu. W Dębkach urządziłam sobie taki kącik: stół nie jest za duży, ale partytury da się rozłożyć i mogę pisać. Mam też swoje pianino – strasznie rozstrojone, ale jest. Często tworzę w salonie. Jest tam dobre światło, więc zazwyczaj pracuję tam rano, a w pracowni po południu. Światło jest ważne, bo teraz już łatwo męczy mi się wzrok, a ja piszę wyłącznie ołówkiem. Gdy tworzę muzykę instrumentalną, w ogóle nie korzystam z komputera.

© Polskie Wydawnictwo Muzyczne, fot. Bartek Barczyk
K.S.: Jak powstają pani partytury?
E.S.: Zużywam tysiące ołówków, jakiś czas temu odkryłam, ze najlepsze są 3B. Tu leży [wskazuje] kopia rękopisu Ariadny, mojego utwory dyplomowego, z którego byłam bardzo dumna. Wtedy jeszcze starałam się ładnie pisać. Zresztą na studiach tak trzeba było. Teraz już nie piszę tak wyraźnie, ale kopiści w PWM-ie dobrze już znają moje pismo, a poza tym teraz technologia pozwala wszystko zeskanować i dowolnie powiększać, a wtedy widać dokładnie, czy postawiłam krzyżyk, czy bemol, i już na szczęście nie muszę tak kaligrafować swoich partytur. Kiedyś przepisywałam utwory, ale też wszystkie piszę od razu na czysto, nie mam żadnych wersji wstępnych, tylko szkice.
K.S.: W pani procesie twórczym jest faza prekompozycyjna?
E.S.: Tak, oczywiście. Tworzę mnóstwo notatek, a potem je wszystkie wyrzucam, żeby nikt poza mną do tego nie zaglądał.
K.S.: Czy dawniej miała pani jakieś ulubione miejsce do pracy? Albo sprzęt, na którym się pani najlepiej pracowało?
E.S.: Bardzo lubiłam studio GRM-u. Głównie to z lat sześćdziesiątych, bo przecież ono potem stale ewoluowało. Bardzo dobrze czułam się też w SEPR-ze. Było bardzo przyjazne i bardzo dobrze zaplanowane pod względem architektonicznym – wszystko było tam pod ręką. Lubiłam głównie studia analogowe z tego względu, że odnosiło się wrażenie, że można grać na całej tej aparaturze, a to dawało wielkie możliwości ekspresji artystycznej. Uwielbiam te ogromne maszyny To było takie dotykowe, dźwięki się czuło.

© Polskie Wydawnictwo Muzyczne, fot. Bartek Barczyk
K.S.: Często spędza pani wakacje w Dębkach?
E.S.: To mój dom pracy twórczej. Powstał ponad dwadzieścia lat temu, lubię tu przebywać, dobrze mi się tu pracuje. (…). Mam tu pracownię, taki pokoik z pianinem w opłakanym stanie, które przyjechało ze mną jeszcze z Warszawy. Ojciec kupił mi je w 1963 roku, gdy byłam na studiach, i od tamtej pory ten instrument ze mną jeździ, coraz bardziej niszczejąc. Już nawet go nie stroję, bo to nie ma sensu.
PWM: W jaki sposób znajduje Pani inspirację do swoich utworów?
E.S.: Zazwyczaj coś mnie inspiruje już przed zamówieniem. To może być przeczytany tekst lub usłyszany dźwięk, lub też właśnie zobaczone dzieło sztuki. Takie ułamki wrażeń wracają, gdy przychodzi moment rozpoczęcia pracy nad utworem.

© Polskie Wydawnictwo Muzyczne, fot. Bartek Barczyk
Ile czasu zajmuje Pani skomponowanie utworu kameralnego, a ile np. najnowszej opery „Dorian Gray”?
To wygląda bardzo różnie. Nie potrafię zmierzyć tego precyzyjnie. Utwór kameralny powinien powstawać szybciej, jest tu mniej nut do napisania lecz w rzeczywistości i takie formy mogą powstawać długo. Komponowanie opery „Dorian Gray” zajęło mi trochę ponad rok nieustannej pracy, poprzedzony powstawaniem libretta, w którym, na początkowym etapie, brałam też udział.
Czy podczas pracy przestrzega Pani ustalonych przez siebie zasad?
Jedynymi zasadami, które mam są: nie kończyć pracy z nierozpoczętym dalszym ciągiem utworu oraz by posiadać wystarczającą ilość papieru, gumek i ołówków B3, nie mówiąc o ostrzałkach, żeby nie rozpraszać się ich szukaniem.
Który etap komponowania jest dla Pani największym wyzwaniem?
Najtrudniej jest podjąć decyzje o momencie zaczęcie pracy. Potem staram się każdego dnia postawić chociaż jedna nutę.
Czy współpracuje Pani z wykonawcami Pani utworów na próbach, przed prawykonaniem?
Często tak. Czasami jednak jest to niemożliwe.
Jakie emocje towarzyszą Pani przed i podczas prawykonania utworu?
Oczekiwanie pełne niepokoju i potem radość z tego, że zamysł stał się ciałem dźwiękowym, konkretną barwą, następstwem przewidzianych napięć.
Dlaczego Pani zdaniem warto, by twórcy współpracowali z Wydawcą?
Nie wyobrażam sobie komponowania bez wydawcy, zwłaszcza jeśli chodzi o duże formy i składy. Nie piszę na komputerze i bez Wydawcy zupełnie nie dałabym rady sama o wszystko zadbać. To jest gigantyczny wysiłek i praca wielu osób.
.jpg)
Ciekawe? Zajrzyj po więcej! W grudniu książkę Flashback kupisz w księgarni PWM w specjalnej, promocyjnej cenie. A z muzyką Elżbiety Sikory możesz zapoznać się m.in. na płycie CONCERTOS, wydanej przez ANAKLASIS pod numerem ANA 024.









